Wędkowanie w morzu ma swój klimat, a jeśli do tego dołoży się jeszcze dobrą jednostkę, kompetentną załogę, super pogodę i najlepszego towarzysza, jakim bez wątpienia jest syn, to czego można chcieć więcej?
W czwartek 23 sierpnia skorzystałem z zaproszenia armatora i wybrałem się na kuter Nurek do Kołobrzegu. Wiele o nim słyszałem, ale do czasu kiedy nie przekonałem się jak faktycznie jest na tej jednostce, nie zabierałem na jej temat głosu. Byłem, więc teraz mogę to i owo powiedzieć. Znam w Polsce praktycznie wszystkie porty, dużą ilość łajb, ale jakoś tak się ułożyło, że chyba najrzadziej bywam w Kołobrzegu, choć mam do niego najbliżej. Nie potrafię znaleźć racjonalnego wytłumaczenia, dlaczego tak się dzieje, ale już wiem, że ta sytuacja się zmieni.
Kuter Nurek to jednostka bardzo dobrze przygotowana do obsługi wędkarzy. Nie sądziłem, że coś mnie może jeszcze zaskoczyć, a jednak! Kilka rozwiązań ułatwiających wędkarskie życie sprawia, że jednostkę tą uznaję z jedną z najlepszych na naszym wybrzeżu. No, ale po kolei. Duża przestronna mesa połączona z kuchnią, koje do spania, schludna, czysta i pachnąca toaleta – już słyszę głosy, że na innych kutrach też tak jest i być może macie rajcję, no ale gdzie są krany przy każdej skrzynce na ryby do podmiany wody, na ilu jednostkach jest lód do przechowywania złowionych wątłuszy czy też składane siedzenie dla wędkarza na każdym stanowisku? Rozwiązania proste, ale nieczęsto spotykane, niestety. W temacie udogodnień Nurek i Nurek 2 mogą być przykładem dla innych armatorów.
Załoga tej jednostki, to ludzie znający się na swoim fachu. W samych superlatywach mogę wypowiadać się o wszystkich jej członkach, ale to co mi najbardziej zapadło w pamięci to kucharz. Nigdy jeszcze tak najedzony, a wręcz nawet obżarty, nie schodziłem z morza na ląd. Pierwsze i drugie śniadanie to poezja, łącznie z tatarem z łososia, a już sam obiad dosłownie mnie zabił. Ja zjadłem cały, schabowego nie odmawiam nigdy, ale już mój syn nie dał rady.
Na morzu panowała flauta, więc ryby zbyt agresywne nie były. Łowiliśmy płytko , na głębokościach 20-30 metrów. Pomimo tego, że grupę w większości stanowili przypadkowi wędkarze, połowił każdy. Okazów nie było, ale wyholowania kilkunastu wymiarowych wątłuszy doświadczył praktycznie każdy, choć wyniki znacznie lepsze również były. Warto wspomnieć o tym, że na pokładzie wylądowało dużo ładnych śledzi (25-30 cm) i witlinków.
Dla mnie najważniejsze było to, że mogłem spędzić ten czas z synem, oddając się naszej wspólnej pasji. Przekazywanie wiedzy naturalnemu następcy powinno być misją każdego rodzica. No, ale z tego, że byłem na Nurku korzystali także inni wędkarze. Dla wiele było to pierwsze zetknięcie z nowoczesnym wędkarstwem morskim. Pytali, drążyli różne tematy, a ja cierpliwie odpowiadałem, dzieliłem gumami na przywieszki, czy też użyczałem pilkerów – nie wszyscy odpowiednio przygotowali się do rejsu.
Ten dzień na długo zapadnie mi w pamięci, a jedynym minusem była pogoda. Nie lubię kiedy jest aż tak gorąco! Poza tym, wszystko było tak jak być powinno, a nawet lepiej. Z czystym sumieniem mogę polecić Nurka każdemu, kto chce zasmakować morskiej przygody, a także tym, którzy ten smak już znają, ale chcą poznawać nowej łowiska i jednostki.
Zdjęcia wszystkiego nie oddadzą, ale ma nadzieję, że chociaż w małym stopniu unaocznią Wam to o czym traktuje ten tekst.
Do zobaczenia na Nurku…… wkrótce.