Wszystko co dobre kiedyś się kończy. Niestety, o tej bolesnej prawdzie mogłem się przekonać, kończąc swój kolejny, niezwykle udany pobyt w bazie wędkarskiej North Star, w miejscowości Skarsvag, na wyspie Mageroya, nieopodal osławionego Przylądka Północnego.
Nasz wyjazd planowany był od zeszłego roku. Udało się zebrać ekipę, która pomimo tego, iż nie miała z sobą zbyt wiele wspólnego, gwarantowała pobyt pełen wrażeń.
Do pierwszego naszego wspólnego spotkania doszło na lotnisku w Gdańsku. Uważam, że samolot jest znacznie lepszym środkiem transportu niż auto, jeśli chcemy dostać się na najbardziej odległe norweskie łowiska. Oczywiście, są pewne ograniczenia jeśli chodzi o bagaż, niemniej jednak nie są one na tyle uciążliwe aby rezygnować z tego, żeby znaleźć się w bazie oddalonej o 3 tysiące kilometrów od Gdańska po 10 godzinach podróży.
Pierwszym szokiem jaki przeżyliśmy po wylądowaniu była temperatura. Kiedy wylatywaliśmy z Polski było ponad 30 stopni. Po dotarciu na wyspę Mageroya było to tylko 5 stopni powyżej zera…
Dla mnie North Star to od wielu lat stały punkt wypraw wędkarskich, dla pozostałej ekipy była to nowość. Ciekaw byłem ich pierwszego wrażenia, ale się nie rozczarowali. Zakwaterowano nas w apartamencie, w którym każdy miał osobną sypialnię. Do dyspozycji mieliśmy dużą, dobrze wyposażoną kuchnię, salon, dwie łazienki, dwie toalety tak więc standard, na który nie dało się narzekać. Po załatwieniu spraw proceduralnych, tego nie znoszą najbardziej, przydzielono nam 7 metrową aluminiową łódź VIKING, wyposażoną w 130 konny silnik i pełną elektronikę. Teraz już pozostało tylko obserwować prognozę pogody i mierzyć się z rybami kryjącymi się pod powierzchnią morza Barentsa.
Pierwsze wypłynięcia i od razu namierzamy ryby. Nie były one wielkie, ale dorsze około 10 kg potrafią cieszyć. Podczas kolejnych rejsów namierzamy kolejne wątłusze, ale już znacznie większe. Na głębokości 100 metrów nasze przynęty kuszą do brań dorsze, których masa przekracza 18 kilogramów, tak więc hole tych ryb odczuwamy już w naszych ramionach.
Jeden dzień łowów poświęciliśmy zębaczom. Ta przerażająca, ale jednocześnie piękna i bardzo smaczna ryba, była jednym z celów moich kompanów. Miałem pojętną grupę, bo praktycznie każdy zębacza złowił. Kilka technicznych porad i moi uczniowie przerośli nauczyciela – ja zębacza tym razem nie złowiłem 😉
Celem wypraw na północ zawsze są halibuty. Czasami mówimy o tym otwarcie, innym razem gdzieś skrycie o tym marzymy, ale faktem jest to, że każdy chce stoczyć walką z tą największą flądrą świata. My mieliśmy ku temu 4 okazje. Jedną wykorzystaliśmy z tym, że nie ma co się chwalić rybą. W pozostałych 3 przypadkach górą były halinki. Brak szczęścia, słabość zestawów, albo wielkość zahaczonych ryb sprawiły, że niestety nie dane nam było mieć ładnych zdjęć z halibutem z tegorocznej wyprawy na Nordkapp.
Przylądek Północny to nie tylko ryby. Kiedy pogada nie pozwalała nam na wyjście w morze, realizowaliśmy plan wypraw turystycznych. Oczywiście, zwiedziliśmy centrum turystyczne na Nordkapp-ie. Byliśmy w mieście Honningsvåg gdzie gościliśmy się w barze Corner. To niemal mistyczne miejsce, w którym trzeba być! Dlaczego? Jak tam będziecie, napijecie się zimnego piwa i skosztujecie zupy rybnej, wtedy zrozumiecie co mam na myśli.
Jeden dzień poświeciliśmy na przemierzenie trasy z Nordvagen do opuszczonej wioski, obecnie okresowo zamieszkiwanej przez rybaków – Kjelvik. Trasa do tej osady jest bardzo malownicza, a jej zwieńczenie to zejście pionową ścianą w dół. Na temat tej wsi słyszałem wiele legend. Podobno na małej wyspie, która sią tam znajduje dawniej palono ludzi. W ten sposób wykonywano tam wyroki śmierci. Nie wiem czy tak było naprawdę, natomiast osobiście przekonałem się o niezwykłej aurze tam panującej. Grozy temu miejscu dodaje mały cmentarz i groby z początku ubiegłego wieku. Jeśli będziecie na Nordkapp-ie warto przejść tą trasę. Trzeba na to poświęcić kilka godzin, ale z pewnością nie będzie to czas stracony. Podjechaliśmy pod bazę nasłuchową NATO, kąpaliśmy się w górskim jeziorku, no i oczywiście byliśmy zobaczyć Kirkeporten. Jak widać czasu nie marnowaliśmy, ale to właśnie jest najlepszy dowód na to, że wędkarstwo to nie tylko ryby!
Cóż, wszystko co dobre szybko się kończy, ale są wartości, które na zawsze pozostają. Tak jest z koleżeństwem, a nasz wyjazd taki właśnie był. Każdy z nas to osobny byt, jednak potrafiliśmy się zgrać i stworzyć kolektyw, który nieczęsto na takich wyjazdach można obserwować.
Teraz pozostają nam wspomnienia i tęsknota za Norwegią, ale wkrótce będziemy przygotowywać się do kolejnej wyprawy na legendarny Przylądek Północny! A ta już za trochę ponad rok, bo od 30 lipca do 8 sierpnia 2020 roku, nasze podniesione głosy i śmiech słychać będzie w miejscowości Skarsvag – najbardziej na północ wysuniętej wiosce rybackiej na świecie.
Dziękuję Piotrowi, Pawłowi z Trójmiasta, Pawłowi z Torunia, Leszkowi, Marcinowi i Adamowi za przygodę jaką dane mi było z Wami przeżyć.
Osobne podziękowania kieruję do Rafała i Tomka, właścicieli bazy oraz do Janusza, człowieka bez którego baza North Star nie byłaby tym czym teraz jest 🙂
Reportaż z wyprawy przygotowuje Adaś, na co dzień jego produkcje możecie oglądać na HOOKA TV. Mam nadzieję, że wszystkiego tam nie pokaże 😉