Islandia – kraina lodu, ognia, wody,  no i ryb!

wpis w: Aktualności 0

Każdy z nas wie, jak ważne w życiu są marzenia.  To one napędzają nas do działania, to on dodają kolorytu naszemu życiu. Jednym z moich była wizyta na Islandii. W tym roku, w końcu, miałem okazję zobaczyć i zwiedzić tą wyjątkową wyspę, a dane mi było robić to jeszcze z bliskimi, więc marzenie spełniło się po wielokroć. Znam, myślę nawet, że dość dobrze, kraje nordyckie, mniej więcej wiedziałem czego mogę się tam spodziewać, a pomimo tego, finalnie, wielokrotnie mnie ona zaskoczyła. Wulkany, rozległe pola lawowe, gorące źródła, lodowce, plaże, wszechobecna woda – jeziora, rzeki, no i ocean, który ma w sobie wyjątkowy magnetyzm, i nie tylko o smak soli w wodzie chodzi.

Loading Images

Nie sądziłem, że podczas tej eskapady dane mi będzie powędkować, ale jak tu nie wierzyć w cuda, no i osoby, które wiedzą co mnie do życia nakręca. Dzięki nim mogłem poznać nie tylko wyjątkowego wędkarza i  jego rodzinę, ale także wypłynąć na Atlantyk w poszukiwaniu wrażeń i emocji związanych z łowieniem na tych wodach z prawdziwym profesjonalistą!

Loading Images

Paweł Szałas, bo o nim mowa, to postać nietuzinkowa. Wędkarz nie tylko utytułowany, od kilku lat, z sukcesami, bierze udział w zawodach Íslandsmeistari, ale to także, a może przede wszystkim,  bardzo sympatyczny facet. Wspomniany wcześniej cykl zmagań  to nie tylko rywalizacja, ale także ciężka praca, bo wyniki najlepszych, podczas każdej tury  zawodów, które trwają dwa dni, są dla krajowych moczykijów wręcz niewyobrażalne – rekord Pawła to 2076,27 kg, a i tak dało to „tylko” drugie miejsce!? Inna sprawa to rozpiętość gatunków. W tym roku, Paweł ma ich na rozkładzie 9, a bywało i tak, że łowił ich w całym cyklu 12!

Nasze spotkanie było nieszablonowe pod wieloma względami. Krajobraz – Paweł wraz z rodziną mieszka w Grundarfjörður. To wyjątkowo urokliwa osada, a warunki pogodowe nas wręcz rozpieszczały, tak więc mogliśmy zobaczyć piękno tego miejsca w całej okazałości. Kolejna sprawa to potrawy, jakim zostaliśmy przywitani. Smażona żabnica, a na deser domowe ciacho – czego można chcieć więcej?

No i ryby, tutaj nie dało się „chyba” ukryć mojego zaskoczenia. Mieliśmy łowić w oceanie….….. z pontonu! Tak też się stało. Na całe szczęście nie musieliśmy wypływać daleko, bo bardzo dobre łowiska znajdują się niedaleko portu, w zatoce wzdłuż, której położone jest Grundarfjörður. Znajomość łowisk, no i zwyczajów ryb, jaką zaprezentował mój przewodnik przełożyła się w 100% na nasze wyniki.

Loading Images

Łowiliśmy dość „lekko”, według niego oczywiście. Pilkery 400 gram, krótkie, ale dość mocne wędziska, no i różne przywieszki, to był nasz oręż. Kilka godzin wędkowania, dyskusje o sprawach ważnych, i tych mniej istotnych, niesamowite ilości holowanych ryb, to sprawiło, że długo tego dnia nie zapomnę, no i mam nadzieję na powtórkę. Nie łowiliśmy okazów, na nie jeszcze przyjdzie czas, ale ilość ryb była wręcz niewyobrażalna. Wszystkie trafiły z powrotem do wody, w doskonałej kondycji znikały w głębi oceanu, a ja, tak po prostu, zazdrościłem Pawłowi tego co ma praktycznie pod nosem. Kilkukilogramowe dorsze, plamiaki, zębacze, bezustannie targały naszymi wędziskami, a to wszystko w otoczeniu przyrody, jakiej na co dzień nie jest dane mi oglądać.

Cieszę się, że mogłem zrealizować kolejne wędkarskie marzenie, choć niedosyt pozostał, bo oczyma wyobraźni widzę już okazy pływające na otwartym ocenie. Mam nadzieję, że jeszcze uda się tam powrócić, a na dzisiaj nie pozostaje mi nic innego, jak podziękować Pawłowi za poświęcony czas i trzymać kciuki za jego kolejne sukcesy sportowe, choć widząc jak podchodzi On do zawodów, o wyniki końcowe tej islandzkiej rywalizacji jestem spokojny.

Z Islandii udało mi się przywieźć „pamiątkę”, która zostanie ze mną na zawsze, ale o tym może przy innej okazji…..

Jeszcze raz dziękuję!